Koncert Quiet Music Ensemble z Cork
podczas 45. Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej „Poznańska Wiosna Muzyczna”, 15 marca 2016 r.

 

Koncert QME z Cork, bardzo interesującego zespołu z Cork, był nie tylko elementem 45 edycji Poznańskiej Wiosny Muzycznej, ale i częścią imprez związanych z Dniem Św. Patryka 2016, które organizowała Fundacja.

Koncert QME został wsparty finansowo przez FKI.

Poniżej zamieszczamy interesujące recenzje, które, mamy nadzieję, przybliżą twórczość QME i zachęca do poznania tej ciekawej grupy.


 „Następnie wystąpił irlandzki Quiet Music Ensemble, prezentując bardzo ciekawy program oraz przyjazne podejście. Założyciel zespołu, John Godfrey, zaczął od wyluzowanej, ale nie wdzięczącej się zapowiedzi i od razu wykreował przyjemną atmosferę (co za różnica w porównaniu z poprzednim dniem w filharmonii). Potem wygaszono światła, a ciemność ta okazała się idealnym środowiskiem dla night leaves breathing Davida Toopa. Po pierwsze, jakie to odświeżające usłyszeć jego utwór na festiwalu muzyki współczesnej! Po drugie, ta zamówiona przez QME kompozycja z jednej strony stanowi świetne wprowadzenie do repertuaru zespołu, ale z drugiej – jest na cicha, że mogła zostać odrzucona przez odbiorców. Na szczęście zbudowała otwartą, gościnną przestrzeń, w której znalazło się miejsce również na dźwięki wydawane przez publiczność. Zanim Macieja Jabłońskiego mocno się odznaczyło współgraniem puzonu i kosmicznie gwiżdżącej elektroniki. W hand tinted Godfrey interesująco zestawił nagrania terenowe i instrumenty akustyczne. Z podobnym skupieniem, udzielającym się także słuchaczom, wykonawcy zagrali in’ei Martina Iddona. Tytuł utworu oznacza „pochwałę cieni”, a dźwięki swoim przygaszeniem, wycofaniem, rozmazywaniem kojarzyły mi się z twórczością Jakoba Ullmanna. Na zakończenie coś z zupełnie innej beczki – kompozycja Jennifer Walshe Dordán, w której oprócz muzyki swoją rolę odgrywały też wideo i elementy teatralne. Te ostatnie na szczęście nie zdominowały dźwięków, lecz zostały sensownie wplecione w całość. Rzecz jest nietypowa nie tylko w formie, ale i w treści, bo opowiada (obrazami) historię dwóch fikcyjnych irlandzkich artystów: jeden w latach 50. stworzył minimalizm muzyczny w oparciu o drony, a drugi zakopywał kasety ze swoimi nagraniami, żeby nadać im specyficzne brzmienie. Te koncepty są pyszne i wobec gęstej chwilami narracji muzyka nieraz schodzi na drugi plan. Jednak w zakończeniu to dźwięk obejmuje i ogarnia wszystkie wątki i w efekcie, choć około połowy utwór mi się dłużył, to na koniec miałem wrażenie dobrze spędzonego czasu w towarzystwie intrygujących postaci. Tak, jak podczas całego występu QME, który okazał się jednym z najlepszych momentów tej Wiosny.”

Tkacz Piotr, Poznańska Wiosna Muzyczna 2016, Glissando Aktualności, 7 kwietnia 2016, http://www.glissando.pl/aktualnosci/poznanska-wiosna-muzyczna-2016/


„Jak inaczej może wyglądać prowadzenie koncertu można się było przekonać następnego dnia, kiedy to w doskonałym programie zaprezentował się Quiet Music Ensemble z Irlandii. Utwory zapowiadał John Godfrey, gitarzysta i kierownik artystyczny zespołu, i w trzech zdaniach, jakie każdemu z dzieł poświęcił, było miejsce i na zupełnie ujmujący dowcip, i komentarz stricte muzyczny. Były to w większości utwory posilające się jakimś pozamuzycznym konceptem, znajomość którego mogła nasz odsłuch wzbogacić – tak jak w przypadku „night leaves breathing” Davida Toopa na kwintet i elektronikę, zmierzającego do oddania akustycznej mapy pozornie uśpionego domu. Jak dobrze wiemy, podczas bezsennych nocy dochodzą naszych uszu całe chmary drobniutkich dźwięków, przez ciszę późnej pory dodatkowo spotęgowanych. Dwadzieścia minut skrzypnięć, cichych stukotów i odgłosów osypującego się gdzieś tynku okazało się w zaciemnionej Auli Novej naprawdę dużą przyjemnością, podobnie zresztą jak „hand tinted” Godfreya, który zabrzmiał niedługo potem. Fotografia „z epoki” zyskuje nieraz dodatkowy emocjonalny wyraz dzięki jej podkolorowaniu, dlaczego więc nie zrobić czegoś podobnego w muzyce? Rolę „fotografii” odgrywał w tym przypadku field recording z jakiejś wietnamskiej wioski, „kolorem” był delikatny instrumentalny podkład. Efekt był naprawdę niesamowity: okazało się, że bardzo niewiele trzeba, żeby cykania owadów, odgłosy przejeżdżających od czasu do czasu motocykli i dalekie nawoływania małp brzmiały, hm, jak na godzinę przed Sądem Ostatecznym.

Wątek poszukiwań na granicy słyszalności kontynuował zagrany po przerwie „in’ei” Martina Iddona, za to „Dordán” Jennifer Walshe był cichych utworów kompletnym przeciwieństwem, półgodzinnym „teatrem instrumentalnym” (czy ktoś jeszcze szanuje ten zwrot?) służącym za ilustrację do wyświetlanego nad głowami muzyków mock-dokumentu o irlandzkim protoplaście amerykańskich minimalistów. Brzmi to dość zawile i w istocie w wielowątkowej historii cały czas się gubiłem, w niczym jednak nie odbierało mi to przyjemności z tego dziwacznego dzieła, będącego po prostu state of the art, jeśli chodzi o ogrywanie narodowych mitów w sposób strawny dla współczesnego widza (słuchacza). Ludowy taniec irlandzki, Wielka Emigracja, „rytualne pojedynki na rozstajach dróg”, plastry torfu jak u Heaneya wycinane prosto z bagna i ładowane na taczki – wszystko to zmieszane było i w śmieszny, i w niepokojący momentami koktajl, nieco na wzór zabiegów, jakim poddaje imaginarium kanadyjskie Guy Maddin. Czy doczekamy się czegoś podobnego u nas i o nas?”

Wawrzyńczyk Rafał, Trzymajmy kciuki za Wiosnę, nr 182/2016 , http://www.dwutygodnik.com/artykul/6478-trzymajmy-kciuki-za-wiosne.html


„Irlandczycy z Quiet Music Ensemble okazali się zresztą bardzo towarzyscy, a prowadzący koncert jednocześnie swobodnie i rzeczowo lider zespołu, John Godfrey, kilkukrotnie sugerował chęć wyjścia na wspólne piwo ze słuchaczami. Nadrzędną ideą zespołu jest skupienie się na eterycznych, cichych brzmieniach, swoisty rodzaj ekologii dźwiękowej. Ekspozycja tej idei nastąpiła już w pierwszym utworze night leaves brething poświęconym dźwiękom pogrążonego we śnie domu. Szmerowe brzmienia na granicy słyszalności łączą się z dźwiękami konkretnymi w partii elektroniki i w zadziwiający sposób zlewają z odgłosami dobiegającymi z publiczności. Iluzja jest tak silna, że gdy z głośników słychać w końcu delikatne pochrapywanie, zaczynamy się zastanawiać, czy to nie zdrzemnął się czasem któryś ze słuchaczy. Nawet jeśli tak było, to nie powinien go obudzić równie cichy Zanim na puzon i elektronikę Macieja Jabłońskiego, pełen delikatnych wąskozakresowych glissand. Szkoda tylko stereotypowej elektroniki, która po części wykorzystywała materiał z partii puzonu, a częściowo posługiwała typowymi brzmieniami kojarzącymi się z (proszę się nie śmiać!) łodzią podwodną w kosmosie. W ideę ekologii dźwiękowej wpisywał się także hand tinted Johna Godfreya, lekko tylko podbarwione instrumentami nagrania terenowe z dalekowschodniego targu, brzmiące jak – niespodzianka – podbarwiony instrumentami soundscape.

In’ei Martina Iddona, operujące długimi dźwiękami, wyłaniającymi się i krzyżującymi w kolejnych warstwach, wprowadzało już w charakter następnego utworu. Dordán Jennifer Walshe stanowiło niby-reportaż o dwóch fikcyjnych, awangardowych kompozytorach Irlandzkich. Jeden z nich był w latach 50. prekursorem minimalizmu, tworząc muzykę opartą jedynie na burdonowych nutach z tradycyjnej muzyki irlandzkiej. Drugi natomiast przeprowadzał eksperymenty z taśmami magnetofonowymi, zakupując je pod ziemią. Stąd w warstwie muzycznej dominowały drony oraz chropowata, jakby zniekształcona elektronika. Historię ilustrowały nagrania archiwalne oraz wyświetlana w formie napisów narracja. Jakby tego było mało, kompozytorka dodała elementy parateatralne: gesty rąk, rzucające cień na ściany, sygnały dawane za pomocą małych flag Irlandii oraz granie na papierowych gwizdkach. Przekaz gubił się w ilości poziomów „meta-”. Ten – skądinąd znakomity – pomysł kompozytorski w moim odczuciu zadziałałby lepiej, gdyby utwór konsekwentnie trzymał się reportażowej formuły przy jak najbardziej absurdalnej treści.”

Stefański Krzysztof, Dwa i pół mgnienia Poznańskiej Wiosny, 29 marca 2016,


Dźwięki w pustym domu

Koncert irlandzkiego zespołu Quiet Music Ensemble był najspokojniejszym przystankiem podczas festiwalu. Główną ideą muzyków jest oderwanie się od chaosu dźwięków współczesnego świata i zasłuchanie w ciszę. Większość prezentowanych przez nich utworów była więc delikatna, czasem dosłownie na granicy słyszalności i skłaniała do kontemplacji i dojrzałego, pogłębionego słuchania. Chyba najbardziej do gustu przypadł mi utwór angielskiego kompozytora Davida Toopa "Night leaves breathing", w którym muzyka miała oddawać dźwięki pustego domu. Po raz pierwszy nie przeszkadzało mi wiercenie się osób na widowni - skrzypienie krzeseł świetnie wtopiło się w warstwę muzyczną utworu. Koncert ten był lekcją subtelności i wrażliwości na dźwięk.

Bliźniuk Aleksandra, Otwórz się na współczesność, 24 marca 2016,w

 
 

O Fundacji  |  Statut  |  Aktualności  |  Kalendarium imprez  |  Linki irlandzkie  Fundacja poleca  |  Kontakt  |                               |  English version